Kategorie
Rozrywka i kultura

Zakochany bez pamięci – recenzja filmu

To jeden z moich ulubionych filmów i nie jest to – wbrew pozorom – głupie romansidło.

Heh, zapowiada się kolejne romansidło… O nie, nic z tych rzeczy!

Mam lekko spóźniony zapłon. Często oglądam filmy parę lat po premierze. Zwłaszcza, jeśli na początku za dużo się o nich mówi. Jakoś przegapiłem premierę Zakochanego bez pamięci w naszych kinach. Ale ostatnio przeglądając rankingi natknąłem się właśnie na ten film. Widać było, że przetrwał próbę czasu. Opinie o nim też były w większości pochlebne. Zatem zabrałem się do oglądania.

Poznajemy nową osobę. Na przyjęciu (domówce, dawniej prywatce). Staramy się pokazać z jak najlepszej strony. Pojawia się uczucie. A nawet wybucha! Pierwsze dni, tygodnie – euforia. Miłość jak narkotyk i takie tam. Mija trochę czasu. Przyzwyczajamy się do siebie. Poznajemy się dokładnie, zaczynamy wzajemnie widzieć nasze prawdziwe oblicza, nasze wady. Przychodzi szara codzienność. Coś pęka. Związek się rozsypuje. Chcielibyśmy jak najszybciej o sobie zapomnieć. Wymazać z pamięci.

Ale oprócz złych wspomnień są te piękne, które warto zachować na zawsze. I właśnie o tym jest ten film.

Zakochany bez pamięci to jeden z najlepszych obrazów jakie ostatnio widziałem. Nie oglądam ich zbyt wiele, ale jeśli spodobała się Tobie Duża ryba, to ten film również przypadnie Tobie do gustu.

Jim Carrey w jego jednej z najlepszych ról. Nie taki z gumową twarzą, ale taki prawdziwy i przekonujący. Od samego początku kibicujemy Joelowi w jego staraniach o ocalenie wspomnień.

Kate Winslet bardzo dobrze odegrała tutaj rolę lekko narwanej dziewczyny, która od razu zdobywa naszą sympatię.

Drobne smaczki tworzą atmosferę tego filmu. Książki odwrócone grzbietem do ściany, podróż pociągiem przez wspomnienia, świat walący się razem ze znikającymi wspomnieniami. Smutne i jednocześnie piękne!

Polecam. Ja nie żałuję tych parudziesięciu minut poświęconych na obejrzenie tego filmu. I pewnie obejrzę go jeszcze nie raz. :)


2018 rok

Znowu to zrobiłem. Znowu obejrzałem „Zakochanego bez pamięci”. Zajebi*ty film. Jeden z tych, które oglądane n-ty raz, stają się jeszcze lepsze.

Wszystko mi się podoba w tym filmie. Nielinearna narracja, w której zawsze możemy się odnaleźć, dzięki kolorowi włosów Clemetine. Wątki główne i poboczne. Postaci są takie ludzkie, zwyczajne. Joel wycofany i spokojny, Clementine narwana i spontaniczna.

Efekty specjalne są tylko tam, gdzie są potrzebne. Nic nie jest przesadzone. Historia ładnie się domyka. A na koniec wygrywa uczucie dwóch ludzi po przejściach.

Komentarze

Nie widziałem filmu „Zakochany bez pamięci”, ale po przeczytaniu Twojego artykułu chyba się skuszę… Myślę, że mamy podobne gusty filmowe, bo uwielbiam „Fight club”!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *