Ostatnio polskie gminy naszła moda na tzw. budżety partycypacyjne, czyli niewielkie środki pochodzące z budżetu danego samorządu (zwykle nie więcej niż 1% całości), o których przeznaczeniu mogą zdecydować w głosowaniu wszyscy mieszkańcy danej gminy/miasta/dzielnicy (niepotrzebne skreślić).
Idea na pierwszy rzut oka wydaje się być słuszna. Parę groszy może pójść na naprawdę ciekawe przedsięwzięcia. Tylko jest jedno ale… Czy takimi rzeczami nie powinni zajmować się nasi włodarze? Czy właśnie nie za to im płacimy? A jeśli to my mamy decydować na co wydać pieniądze gminy, to dlaczego rozmawiamy tylko o tym skromnym jednym procencie? Dlaczego nie o całym budżecie?
Dla mnie budżet partycypacyjny to taka proteza. Zabieg pod publiczkę, który w sumie niewiele znaczy i ma tylko wywołać złudzenie, że zdanie mieszkańców się liczy.